środa, 6 kwietnia 2016

Uwielbiam!


Macierzyństwo ma niewątpliwie jedną (z wielu) bardzo ważną zaletę – spacery bez ograniczeń! No chyba, że dzidziuś nie podziela Twojego entuzjazmu... Jeszcze nigdy nie byłam bardziej dotleniona. Uwielbiam wielogodzinne spacery i apkę endomondo (lubię pobijać kilometrowe rekordy). Można bezkarnie tracić czas na rozmowy telefoniczne i słuchanie muzyki. Nigdy nie odpuszczam. Zmienność pogody nie jest żadnym problemem, a inhalująca moc deszczu motywuje jeszcze bardziej, bo przecież wychodzę przede wszystkim dla dziecka. Całe szczęście mój maluch rozumie potrzeby mamusi i pozwala realizować zaplanowane trasy. Warunek jest jeden – musi bujać. A więc siedzenie na ławce w parku nie wchodzi w grę. Staś się budzi, a jednostajny krajobraz powoduje znudzenie i niecierpliwość malucha.

Spacerowanie miało zbawienny wpływ na moją formę pociążową. Nie byłam dla siebie pobłażliwa, spacerowałam sama, bo musiałam narzucać sobie tempo. Waga szybko spadała. Teraz pozwalam sobie na towarzystwo. Macierzyństwo znacznie poszerzyło krąg moich znajomych-też-mam, więc chętnie wykorzystuję czas spędzony na dworze na wymianę poglądów i wiedzy z zakresu matkowania. Nawet dotychczasowi przyjaciele, którzy spędzali wolne chwile na lenistwie, teraz chętnie mi towarzyszą.

O zaletach spacerowania z dzieckiem można napisać książkę. Ale jest jeden aspekt, który odkryłam całkiem przypadkiem. Poznaję swoje miasto od zupełnie innej strony. Przechadzając się ulicami mam okazję zajrzeć w witryny każdego sklepu, poznać ciekawe miejsca i parki, wiem gdzie szukać szewca czy krawcowej. Gdzie podają domowe jedzenie, gdzie otworzyli nowy kebab, w końcu znalazłam sklep zoologiczny bez schodów przed wejściem. Pewnego razu dotarłam do spożywczaka z najlepszym pieczywem i chrupkami kukurydzianymi na świecie. Dzięki parkowym tablicom edukacyjnym potrafię rozpoznać gatunki drzew i wiem czym karmić kaczki (chlebem nie można, ale tego dowiedziałam się od bratowej ;-) ). Pewnego razu wstąpiłam do jednego z designerskich sklepów odzieżowych, bo moją uwagę przykuła apaszka wywieszona na witrynie. Po krótkiej rozmowie z właścicielką okazało się, że trafiłam na sklep-perełkę. Nie jakaś tam odzieżówka czy sieciówka, ale sklep z misją edukacyjną. Poważnie! Dla klientów organizują comiesięczne spotkania (za free!!) z ekspertami z różnych babskich dziedzin, np. stylistą fryzur czy dietetykiem. Wystarczy się tylko zapisać. Żal nie skorzystać.
Oprócz miejskich ulic często chadzam w stronę pobliskich wsi, gdzie łamię sobie kark na rozglądaniu się za coraz to ładniejszymi posesjami. Już sobie wyobrażam siebie siedzącą na tarasie parterowego domu, z kubkiem ciepłej herbaty w ręku i kotem na kolanach, podziwiającą gromadkę dzieci ganiających za tatą i wtórujący im pies rasy golden retriever. Ta sielskość i cisza są zbawienne. Jeśli nie muszę robić zakupów, to wolę wyruszyć w spokojniejsze miejsca, których w okolicy nie brakuje.

Dzięki spacerom poznaję swoich sąsiadów. Obecnie panuje baby boom, więc na osiedlu jest naprawdę tłoczno od kobiet z wózkami i dzieci ledwo chodzących i tych biegających. Miło jest wymijać się karocą z uśmiechem i skinieniem głowy. Mam czasami poczucie, że takie zwykłe dzień dobry wypowiedziane przez kobietę pchającą wózek znaczy tyle co „gratulują kolejnego dnia wytrwałości i współczuję nieprzespanych nocy. Mam tak samo, nie jesteś sama”. To dziwne, ale spojrzenia innych, nieznajomych mi matek, które mijam na spacerach wyrażają dumę. Dumę z bycia matką i dumę ze swojej pociechy. I ja też ją odczuwam.

Nigdy nie miałam tak wielu okazji do poznawania otaczającego mnie świata. Dotychczasowy tryb życia (głównie samochód) znacznie ograniczał tę możliwość. Fajnie, że dzięki macierzyństwie mogłam odkryć nową przyjemność. I czekam na więcej! :)  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz