Macierzyństwo ma niewątpliwie jedną
(z wielu) bardzo ważną zaletę – spacery bez ograniczeń! No
chyba, że dzidziuś nie podziela Twojego entuzjazmu... Jeszcze nigdy
nie byłam bardziej dotleniona. Uwielbiam wielogodzinne spacery i
apkę endomondo (lubię pobijać kilometrowe rekordy). Można
bezkarnie tracić czas na rozmowy telefoniczne i słuchanie muzyki.
Nigdy nie odpuszczam. Zmienność pogody nie jest żadnym problemem,
a inhalująca moc deszczu motywuje jeszcze bardziej, bo przecież
wychodzę przede wszystkim dla dziecka. Całe szczęście mój maluch
rozumie potrzeby mamusi i pozwala realizować zaplanowane trasy.
Warunek jest jeden – musi bujać. A więc siedzenie na ławce w
parku nie wchodzi w grę. Staś się budzi, a jednostajny krajobraz
powoduje znudzenie i niecierpliwość malucha.
Spacerowanie miało zbawienny wpływ na
moją formę pociążową. Nie byłam dla siebie pobłażliwa,
spacerowałam sama, bo musiałam narzucać sobie tempo. Waga szybko
spadała. Teraz pozwalam sobie na towarzystwo. Macierzyństwo
znacznie poszerzyło krąg moich znajomych-też-mam, więc chętnie
wykorzystuję czas spędzony na dworze na wymianę poglądów i
wiedzy z zakresu matkowania. Nawet dotychczasowi przyjaciele, którzy
spędzali wolne chwile na lenistwie, teraz chętnie mi towarzyszą.
O zaletach spacerowania z dzieckiem
można napisać książkę. Ale jest jeden aspekt, który odkryłam
całkiem przypadkiem. Poznaję swoje miasto od zupełnie innej
strony. Przechadzając się ulicami mam okazję zajrzeć w witryny
każdego sklepu, poznać ciekawe miejsca i parki, wiem gdzie szukać
szewca czy krawcowej. Gdzie podają domowe jedzenie, gdzie otworzyli
nowy kebab, w końcu znalazłam sklep zoologiczny bez schodów przed
wejściem. Pewnego razu dotarłam do spożywczaka z najlepszym
pieczywem i chrupkami kukurydzianymi na świecie. Dzięki parkowym
tablicom edukacyjnym potrafię rozpoznać gatunki drzew i wiem czym
karmić kaczki (chlebem nie można, ale tego dowiedziałam się od
bratowej ;-) ). Pewnego razu wstąpiłam do jednego z designerskich
sklepów odzieżowych, bo moją uwagę przykuła apaszka wywieszona
na witrynie. Po krótkiej rozmowie z właścicielką okazało się,
że trafiłam na sklep-perełkę. Nie jakaś tam odzieżówka czy
sieciówka, ale sklep z misją edukacyjną. Poważnie! Dla klientów
organizują comiesięczne spotkania (za free!!) z ekspertami z
różnych babskich dziedzin, np. stylistą fryzur czy dietetykiem.
Wystarczy się tylko zapisać. Żal nie skorzystać.
Oprócz miejskich ulic często chadzam
w stronę pobliskich wsi, gdzie łamię sobie kark na rozglądaniu
się za coraz to ładniejszymi posesjami. Już sobie wyobrażam
siebie siedzącą na tarasie parterowego domu, z kubkiem ciepłej
herbaty w ręku i kotem na kolanach, podziwiającą gromadkę dzieci
ganiających za tatą i wtórujący im pies rasy golden retriever. Ta
sielskość i cisza są zbawienne. Jeśli nie muszę robić zakupów,
to wolę wyruszyć w spokojniejsze miejsca, których w okolicy nie
brakuje.
Dzięki spacerom poznaję swoich
sąsiadów. Obecnie panuje baby boom, więc na osiedlu jest naprawdę
tłoczno od kobiet z wózkami i dzieci ledwo chodzących i tych
biegających. Miło jest wymijać się karocą z uśmiechem i
skinieniem głowy. Mam czasami poczucie, że takie zwykłe dzień
dobry wypowiedziane przez kobietę pchającą wózek znaczy tyle co
„gratulują kolejnego dnia wytrwałości i współczuję
nieprzespanych nocy. Mam tak samo, nie jesteś sama”. To dziwne,
ale spojrzenia innych, nieznajomych mi matek, które mijam na
spacerach wyrażają dumę. Dumę z bycia matką i dumę ze swojej
pociechy. I ja też ją odczuwam.
Nigdy nie miałam tak wielu okazji do
poznawania otaczającego mnie świata. Dotychczasowy tryb życia
(głównie samochód) znacznie ograniczał tę możliwość. Fajnie,
że dzięki macierzyństwie mogłam odkryć nową przyjemność. I
czekam na więcej! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz