środa, 6 lipca 2016

Kompleks(owy) ratunek


Każda kobieta miała, ma i zawsze będzie mieć kompleksy. Niektóre towarzyszą nam od momentu uświadomienia sobie o ich istnieniu, inne nabywamy po drodze życia, niektóre nie byłyby kompleksami, gdyby nie telewizyjne i gazetowe piękności, rażące po oczach swoją idealnością.

Moje główne kompleksy dotyczyły wagi i choć teraz mówię o tym otwarcie, to jeszcze rok temu był to dla mnie temat tabu, a jeśli już został poruszony, to czułam jak osuwa mi się grunt pod nogami. Przytyki obracałam w żart albo nie komentowałam, jednak cały dramat przeżywałam wewnątrz siebie i pozwalałam na jego ujście dopiero wtedy, gdy nikt nie patrzył. Nie jestem osobą otyłą, a moje BMI wskazuje, że jestem o dwa centymetry za niska :P Noszę standardowe rozmiary: 38-40. Od numerka na metce ważniejsze jest zdrowie. Dbam o to co jem, lubię ćwiczyć, a nawet potrzebuję tego jak ryba wody. Stąd brały się moje frustracje, gdy pomimo kontroli diety i sportu ciężko było mi osiągnąć efekt o jakim marzyłam. Dość duże spadki wagi następowały wtedy, gdy w życiu pojawiał się stres. Podziw rodziny i znajomych był ogromy, jednak nie zdawali sobie sprawy, że szczupłą sylwetkę przypłaciłam zdrowiem i depresją. Nie ukrywam, że z dumą zakładałam rozmiar 36 i czułam się rewelacyjnie, gdy mogłam ubrać się we wszystko, na co miałam ochotę i świetnie w tym wyglądałam. Zbyt dużą wagę przywiązywałam do wyglądu. Sporo w tym było pychy i próżności.

Dlaczego o tym piszę na blogu poświęconym tematyce parentingowej? Dlatego, że dzięki mojemu synkowi zaczęłam doceniać to, co jest naprawdę ważne. W końcu zaakceptowałam siebie taką, jaką jestem. Ciąża zmieniła w moim ciele bardzo wiele, niektórych wad nie naprawię, czasu nie cofnę, a nawet gdybym mogła, to nie zmieniłabym swojej decyzji o posiadaniu dziecka. W końcu zdałam sobie sprawę, że niezależnie od tego jak wyglądam i czy podobam się innym, to jest ktoś, kto kocha mnie całym swoim malutkim sercem. Kto nie patrzy na mnie przez pryzmat urody lansowanej w TV, nie zna pojęcia „idealny wygląd”, dla kogo liczy się tylko moja obecność i miłość. Dzięki Stasiowi zrozumiałam w końcu, że moje kompleksy znajdują się głównie w mojej głowie, że każdy ma prawo wyglądać inaczej - nie zawsze idealnie i tak, jak chcieliby tego inni. Co ważne - mój mąż nadal patrzy na mnie jak na atrakcyjną kobietę, a to, że wydałam na świat przecudownego synka działa dodatkowo na moją korzyść. Jestem dla niego nie tylko atrakcyjną żoną, ale też matką.

Teraz komentarze na temat mojego wyglądy puszczam mimo uszu, bo wiem, że robię co w mojej mocy (i zazwyczaj chęci) aby wyglądać i czuć się dobrze. Nie zawsze mam czas rozpuścić i ułożyć włosy przed wyjściem na spacer, łatwiej mi je po prostu związać. Wyleczyłam się z kompleksów brzydkiej cery, więc nie muszę już nakładać tony fluidu, tak jak kiedyś, gdy miałam problem z trądzikiem. Dzięki braku makeupu mogę całować i wtulać twarz w ciałko mojego synka bez obawy zostawienia paskudnych beżowych plam i wcierania kosmetyków w jego idealną skórę. Cenię sobie wygodę i czas, gdy idę ze Stasiem na spacer, nie będę zatem stać przed szafą pół godziny by dobrać odpowiednią stylizację i kolejne pół by namalować idealną kreskę nad okiem. W ferworze zabaw i obowiązków domowych mam prawo nie zauważyć plamy na bluzce, która powstała podczas miksowania zupki dla Stasia. Niech się wstydzi ten, kto widzi! ;-)

Zdarza mi się marudzić pod nosem patrząc w lustro, tu wisi, tam wystaje, że trochę ciasno mi w tych spodniach, koszulka nie taka, bo za bardzo odkrywa moje masywne ramiona. W końcu to olewam i wychodzę z domu w tym, w czym akurat stoję. I tak nie jest najgorzej, jakieś wyczucie stylu mam. ;-) W końcu idę na spacer i do osiedlowego po bułki, a nie na galę Oskarów.

Inni potrafią oceniać nas swoją miarą (w ich przekonaniu jedyną właściwą) nie mając pojęcia jak wygląda nasze życie. Dlatego nauczyłam się, że wszystkich zadowolić nie można i w końcu zaakceptowałam siebie. Zrobiłam to dla Stasia i dzięki Niemu. W jego oczach zawsze będę najpiękniejszą mamą. :)

1 komentarz:

  1. Brawo!macierzyństwo uczy dystansu do siebie, ale nagle zdajesz sobie sprawę, ze nie jesteś już epicentrum wszystkiego :) dobrze jest dbać o siebie,o swoje dobre samopoczucie, czasem należy się tę 10 min dłużej przed lustrem Ale nie ma co się ganic za to,ze ktoś kto cię spotkał wytyka ci 2 kg więcej zamiast obdarzyć konstruktywną rozmowa :)

    OdpowiedzUsuń