Każda kobieta miała, ma i zawsze
będzie mieć kompleksy. Niektóre towarzyszą nam od momentu
uświadomienia sobie o ich istnieniu, inne nabywamy po drodze życia,
niektóre nie byłyby kompleksami, gdyby nie telewizyjne i gazetowe
piękności, rażące po oczach swoją idealnością.
Moje główne kompleksy dotyczyły wagi
i choć teraz mówię o tym otwarcie, to jeszcze rok temu był to dla
mnie temat tabu, a jeśli już został poruszony, to czułam jak
osuwa mi się grunt pod nogami. Przytyki obracałam w żart albo nie
komentowałam, jednak cały dramat przeżywałam wewnątrz siebie i
pozwalałam na jego ujście dopiero wtedy, gdy nikt nie patrzył. Nie
jestem osobą otyłą, a moje BMI wskazuje, że jestem o dwa
centymetry za niska :P Noszę standardowe rozmiary: 38-40. Od numerka
na metce ważniejsze jest zdrowie. Dbam o to co jem, lubię ćwiczyć,
a nawet potrzebuję tego jak ryba wody. Stąd brały się moje
frustracje, gdy pomimo kontroli diety i sportu ciężko było mi
osiągnąć efekt o jakim marzyłam. Dość duże spadki wagi
następowały wtedy, gdy w życiu pojawiał się stres. Podziw
rodziny i znajomych był ogromy, jednak nie zdawali sobie sprawy, że
szczupłą sylwetkę przypłaciłam zdrowiem i depresją. Nie
ukrywam, że z dumą zakładałam rozmiar 36 i czułam się
rewelacyjnie, gdy mogłam ubrać się we wszystko, na co miałam
ochotę i świetnie w tym wyglądałam. Zbyt dużą wagę
przywiązywałam do wyglądu. Sporo w tym było pychy i próżności.
Dlaczego o tym piszę na blogu
poświęconym tematyce parentingowej? Dlatego, że dzięki mojemu
synkowi zaczęłam doceniać to, co jest naprawdę ważne. W końcu
zaakceptowałam siebie taką, jaką jestem. Ciąża zmieniła w moim
ciele bardzo wiele, niektórych wad nie naprawię, czasu nie cofnę,
a nawet gdybym mogła, to nie zmieniłabym swojej decyzji o
posiadaniu dziecka. W końcu zdałam sobie sprawę, że niezależnie
od tego jak wyglądam i czy podobam się innym, to jest ktoś, kto
kocha mnie całym swoim malutkim sercem. Kto nie patrzy na mnie przez
pryzmat urody lansowanej w TV, nie zna pojęcia „idealny wygląd”,
dla kogo liczy się tylko moja obecność i miłość. Dzięki
Stasiowi zrozumiałam w końcu, że moje kompleksy znajdują się
głównie w mojej głowie, że każdy ma prawo wyglądać inaczej -
nie zawsze idealnie i tak, jak chcieliby tego inni. Co ważne - mój
mąż nadal patrzy na mnie jak na atrakcyjną kobietę, a to, że
wydałam na świat przecudownego synka działa dodatkowo na moją
korzyść. Jestem dla niego nie tylko atrakcyjną żoną, ale też
matką.
Teraz komentarze na temat mojego
wyglądy puszczam mimo uszu, bo wiem, że robię co w mojej mocy (i
zazwyczaj chęci) aby wyglądać i czuć się dobrze. Nie zawsze mam
czas rozpuścić i ułożyć włosy przed wyjściem na spacer,
łatwiej mi je po prostu związać. Wyleczyłam się z kompleksów
brzydkiej cery, więc nie muszę już nakładać tony fluidu, tak jak
kiedyś, gdy miałam problem z trądzikiem. Dzięki braku makeupu
mogę całować i wtulać twarz w ciałko mojego synka bez obawy
zostawienia paskudnych beżowych plam i wcierania kosmetyków w jego
idealną skórę. Cenię sobie wygodę i czas, gdy idę ze Stasiem na
spacer, nie będę zatem stać przed szafą pół godziny by dobrać
odpowiednią stylizację i kolejne pół by namalować idealną
kreskę nad okiem. W ferworze zabaw i obowiązków domowych mam prawo
nie zauważyć plamy na bluzce, która powstała podczas miksowania
zupki dla Stasia. Niech się wstydzi ten, kto widzi! ;-)
Zdarza mi się marudzić pod nosem
patrząc w lustro, tu wisi, tam wystaje, że trochę ciasno mi w tych
spodniach, koszulka nie taka, bo za bardzo odkrywa moje masywne
ramiona. W końcu to olewam i wychodzę z domu w tym, w czym akurat
stoję. I tak nie jest najgorzej, jakieś wyczucie stylu mam. ;-) W
końcu idę na spacer i do osiedlowego po bułki, a nie na galę
Oskarów.
Inni potrafią oceniać nas swoją
miarą (w ich przekonaniu jedyną właściwą) nie mając pojęcia
jak wygląda nasze życie. Dlatego nauczyłam się, że wszystkich
zadowolić nie można i w końcu zaakceptowałam siebie. Zrobiłam to
dla Stasia i dzięki Niemu. W jego oczach zawsze będę
najpiękniejszą mamą. :)
Brawo!macierzyństwo uczy dystansu do siebie, ale nagle zdajesz sobie sprawę, ze nie jesteś już epicentrum wszystkiego :) dobrze jest dbać o siebie,o swoje dobre samopoczucie, czasem należy się tę 10 min dłużej przed lustrem Ale nie ma co się ganic za to,ze ktoś kto cię spotkał wytyka ci 2 kg więcej zamiast obdarzyć konstruktywną rozmowa :)
OdpowiedzUsuń