W oczekiwaniu na narodziny Stasia wraz
z mężem ustaliliśmy zasady dotyczące opieki nad dzieckiem,
omówiliśmy warunki odwiedzin przez rodzinę, bliższych oraz
dalszych znajomych. Mogłoby się wydawać, że to fanaberia i
przesada, ale uwierzcie mi – w niektórych przypadkach konieczność.
Rozmawiałam z wieloma kobietami, które tuż po porodzie miały
istne pielgrzymki bez zapowiedzi (na nasze szczęście nikt zbytnio
nam się nie narzucał). Teoria to jedno, ustalenia należało
jeszcze egzekwować. Obawiałam się tego, ale po narodzinach trzeba
nauczyć się asertywności dla dobra dziecka, a także dla nas
rodziców, którym życie właśnie postawiło najwyższą
poprzeczkę.
Pojawienie się nowego członka w
rodzinie, w dodatku tak malutkiego, niewinnego i kochanego już od
momentu informacji o ciąży, jest niezwykle wyczekiwanym przez
wszystkich wydarzeniem. Na pewno każdy zastanawiał się, jak będzie
wyglądało jego życie, jakie będzie mieć obowiązki czy
przywileje, ile chęci i cierpliwości do zabawy i opieki. Już w
ciąży informowałam najbliższych o tym jak chcemy z mężem
spędzić pierwsze dni z dzieckiem w domu. Byłam bezwzględna co do
konieczności mycia rąk przed przywitaniem maluszka. Z mężem
chcieliśmy od A do Z i w stu procentach poświecić się tej małej
istotce, która wywróciła nasz świat do góry nogami. Musieliśmy
nauczyć się żyć ze sobą na nowo. Opanować techniki
organizacyjne, przełamać strach czy poznać granice swojej
cierpliwości. Nikt nie mógł za nas tego zrobić, ani za bardzo jak
pomóc. Czasami też miałam poczucie obowiązku nie tylko w stosunku
do dziecka, ale też opowiadania o nim najbliższym, uczenia i
wyjaśniania metod kąpieli, ubierania, przewijania, podnoszenia,
itd... Z moją intuicją nie miałam problemu. Na szczęście szybko
nauczyłam się odczytywać sygnały, które wysyła mój synek. Nie
byłam też alfą i omegą, czasami błądziłam jak dziecko we mgle
w sytuacji, która jak dotąd nie miała miejsca. Wtedy pytałam
bardziej doświadczonej, młodej mamy (mojej bratowej), która
zazwyczaj potrafiła udzielić właściwej porady. Czasami moja mama
prędzej się domyśliła, o co chodzi temu młodemu człowiekowi lub
zauważyła jakiś problem, któremu należało zaradzić. Zdarzały
się też nietrafione porady, które na szczęście były
weryfikowane i obalane przez grono doświadczonych fitnessowych mam.
Za dawnych czasów, kiedy jedynym
źródłem zdobywania wiedzy o pielęgnacji i opiece nad niemowlakiem
były babcine i mamine rady, kobiety potrzebowały znacznie więcej
wsparcia niż obecnie. Kiedyś głównym zajęciem chłopa było
zapewnianie dobrobytu rodzinie, teraz szczęśliwe małżeństwo i
prawidłowo funkcjonująca rodzina opiera się na zasadzie
partnerstwa. Nie ma zajęć niemęskich. Mężczyzna tak samo jak
kobieta ma prawo i coraz więcej chęci aby w pełni uczestniczyć w
wychowywaniu dziecka i wykonywać wszelkie obowiązki domowe. Dawniej
mężczyźni nie mieli świadomości z korzyści jakie płyną z
aktywnego uczestniczenia w życiu dziecka od pierwszych chwil jego
życia. Nie ingerowali w świat zarezerwowany tylko dla płci
przeciwnej. Młode matki otoczone były opieką kobiet z rodziny. W
wielopokoleniowych domach było ich niemało, a więc łatwiej było
sprawować opiekę zarówno nad mamą w okresie połogu jak i
maleństwem.
Na szczęście czasy się zmieniły.
Wiedzę z każdej dziedziny można czerpać z wielu źródeł. Jako
młodzi i ambitni rodzice chcieliśmy od samego początku robić
wszystko po swojemu. Uczyć się na własnych błędach, a w razie
niewiedzy pytać. Musieliśmy zrozumieć swoje dziecko, oswoić się
z sytuacją. Chcieliśmy być dumnymi rodzicami, którzy radzą sobie
w każdej sytuacji. Aby trzymać się ustalonych przez nas zasad,
które stanowiły fundament budowania relacji i zwyczajów nowo
powstałej rodziny, musieliśmy wymagać pewnych zachowań, a czasem
też stawiać granice. Mam nadzieję, że nasza stanowczość nigdy
nie została źle odebrana przez najbliższych, ponieważ zawsze
motywowaliśmy swoje decyzje. Każdy też chyba rozumiał nasze
podejście do sytuacji. Mamy przywilej bycia rodzicem, który daje
prawo do podejmowania decyzji dotyczących opieki nad dzieckiem.
Oczywiście nie jesteśmy despotami, nie zrozumcie mnie źle! ;) My
po prostu robimy to, co uważamy za właściwe. Jak dotąd intuicja
nas nie zawodzi. Dobro dzieciątka jest zawsze najlepszym
drogowskazem.
Teraz, kiedy Staś jest coraz bardziej
niezależny od nas, z wielką chęcią korzystamy z każdej pomocy
babć i cioć. Moja teściowa jest zakochana w swoim pierwszym wnuku,
traktuje go jak małego księciunia i zalewa falą miłości. Moja
mama równie chętnie rusza na pomoc w każdej kryzysowej sytuacji,
jednak order uśmiechu muszę przyznać mojej przyjaciółce, która
co do joty wykona wszystkie moje zalecenia. Nie negocjuje (nie mówię
tu o stawce, bo nigdy bym się nie wypłaciła za usługę na tak
wysokim poziomie), bo ma świadomość, że mama wie najlepiej. Poza
tym potrafi nieźle głupkować, co mój synek uwielbia i zna prawie
tyle piosenek dla dzieci co ja. Wie jak uspokoić w każdej sytuacji,
ma anielską cierpliwość i wielkie serce. Ja to sobie potrafię
dobrać przyjaciół. Brawo JA i brawo Ty KASIU! :)
Warto się edukować, rozmawiać, pytać
i interesować problemami innych, bo nigdy nie wiesz czy nie
znajdziesz się w podobnej sytuacji, a swoją intuicję poprzyj
wiedzą. Zawsze rób to co Ci podpowiada serce i nie wierz we
wszystko co przeczytasz i co powie Ci dobra znajoma, szczególnie gdy
chodzi o zdrowie Twojego dziecka. Trzymaj się ustalonych zasad i
egzekwuj je od innych. Gdy potrzebujesz pomocy, to o nią poproś,
ale nie pozwól, by ktoś Ci ją narzucał, jeśli Ty tego nie
chcesz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz